W 1972 r Stanisław Bareja nakręcił film pt. " Poszukiwany, poszukiwana " z Wojciechem Pokorą w roli głównej. Bohater filmu posądzony o kradzież obrazu, ukrywa się w damskim stroju, jako pomoc domowa o wdzięcznym imieniu Marysia. Gdy zatrudnia się u pewnego "profesora" jego zadaniem jest kupowanie po 5 kg cukru w różnych sklepach na terenie Warszawy. Ciągle jednak przytrafiają mu się niemile przygody, więc pewnego dnia kupuje w najbliższym sklepie cały worek cukru i przynosi do domu, co wywołuje oburzenie pracodawcy. Tłumaczy swojej gosposi, że prowadzi badania nad zawartością cukru w cukrze i istotne jest z jakiej dzielnicy ów cukier pochodzi. Sprawa okazała się bardziej prozaiczna. Pędził bimber na dużą skalę i bał się, żeby go nie namierzono. Gdy oglądałam ten film dawno temu , stwierdzenie " zawartość cukru w cukrze " wydało mi się zabawne. Dziś niestety już takie śmieszne nie jest. Producenci produktów spożywczych aby obniżyć ich koszty wytwarzania stosują różne wypełniacze. I tak naprawdę nie wiemy ile jest szynki w szynce. Okazuje się , że około 60 % w zależności od producenta. Reszta to : solanka ( czytaj wodne roztwory wielofosforanów, azotynów i azotanów ), białko soi, skrobi, wyciągi z alg morskich i różnych roślin tropikalnych, oraz preparat zwany dymem wędzarniczym. A to wszystko zgodnie z przepisami. Gdy widzimy na etykiecie napis "szynka wysoko wydajna " trzymajmy się od niej z daleka. Zwracajmy też uwagę na cenę i zastanówmy się ile powinna kosztować dobra wędlina skoro kilogram świeżego mięsa kosztuje ok. 15 zł/kg. Nie dajmy się też zwieść napisom w stylu " wędliny tradycyjne " bo to pojęcie mocno się ostatnio zdewaluowało. Prawdziwie tradycyjne wędliny nie mogą być produkowane przemysłowo. Wytwarza się je w małych rzemieślniczych zakładach, na bazie surowca z tradycyjnej hodowli, wędzonego specjalnie dobraną mieszaniną drewna liściastego. W moim rodzinnym domu na święta zawsze były robione takie właśnie wędliny. Pamiętam jak tato przynosił pętka kiełbasy dopiero co uwędzonej. Gdy się ją jadło sok ciekł po brodzie. Jej zapach i smak pamiętam do dziś. Od pewnego czasu nie kupuję już gotowych wędlin. Staram się sama przygotowywać w domu coś do chleba. Mięso kupuję w zaprzyjaźnionej budce na miejskim targowisku. Nie mam co prawda wędzarni (na razie w sferze projektu ), zapeklowany kawałek mięsa po prostu piekę w piekarniku. Nie pachnie wędzonką, ale przynajmniej wiem co jem.
Reklama
*) więcej na temat peklowania można się dowiedzieć
tutaj.