Ach te powidła, pracochłonne, czasochłonne, ale za to kiedy np w grudniu otworzymy sobie słoiczek ... to zachwyt nas dopadnie momentalnie.
U mnie z powidłami jest tak, że robię je 3 dni, zaczynam pierwszego dnia wieczorem, przychodzi do mnie kumpela, siadamy w kuchni, gadamy, a ja stoję, popijam jakiś dobry napój ;-) i mieszam w garze, także czas nam szybko zlatuje, a powidełka nie są przypalone, reasumując polecam Wam jak tylko potrafię, bo to jest mój ósmy cud świata, tzn powidła :)